Bestie nasze współczesne
Szalony koń pędzi naprzód, a wprost z jego grzbietu, niby chitynowy „grzebień” dinozaura, wyrasta… osiedle nowoczesnych wieżowców. To tylko jedna z „bestii”, jakie obejrzeć można zwiedzając wystawę obrazów Aleksandra Myjaka. Ekspozycję, zatytułowaną „Echa antyku – bestiariusz współczesny”, otwarto w olkuskiej Galerii Sztuki Współczesnej BWA 15 czerwca 2018 r.
Aleksander Myjak, rocznik 1985, ukończył w 2009 r. wydział grafiki na warszawskiej ASP; później robił jeszcze aneks z malarstwa. Jest laureatem Nagrody Marszałka Województwa Mazowieckiego. Naucza rysunku w Wyższej Szkole Informatyki Stosowanej i Zarządzania. Cykl „Echa antyku” jest jego pracą doktorską, po raz pierwszy zaprezentowaną publicznie.
Obrazy Myjaka namalowane są na płytach gipsowych, pierwotnie bowiem miały być matrycami do odbijania grafik. Gdy jednak artysta zaczął na swych płytach kreślić, szkicować, próbować różnych barw, efekty okazały się na tyle ciekawe, że postanowił ukończyć swoje dzieła właśnie w tej postaci: obrazów i rysunków na gipsie. Czasem poprzestawał na operowaniu kreską i te kompozycje są najbardziej ekspresyjne. Zresztą ekspresjonizm w ogóle wydaje się ulubionym stylem Myjaka – widać to po skłonności do ostrych konturów, agresywnych barw, groteskowych deformacji. W niektórych obrazach autor zbliża się jednak do realizmu.
Nie tylko tytuł wystawy wskazuje na inspiracje z kręgu mitologii. Jak wiemy, starożytni wyobrażali sobie fantastyczne stwory, będące hybrydami różnych gatunków zwierząt (pegaz, hydra, chimera) lub „krzyżówki” zwierzęco-ludzkie (sfinks, Minotaur, centaury, syreny i trytony). Myjak nie powiela antycznego „bestiariusza”, lecz (zgodnie z podtytułem ekspozycji) tworzy własny, rzeczywiście bardzo współczesny. Szczególnie upodobał sobie formy ptasio-czworonożne, czasem ptasio-ludzkie. Wszelako w niektórych jego „bestiach” pojawiają się elementy technologiczne lub reminiscencje z naszego życia codziennego.
„Oswojony” jednorożec, kształtem ciała przypominający domowego kota, przycupnął w rogu pokoju, wpatrzony w piłeczkę. Gdy jednak przyjrzymy się mu uważnie, dostrzeżemy w nim zaczajonego tygrysa. Ptak z deltowato „ściętymi” skrzydłami mknie po niebie niczym naddźwiękowy myśliwiec. Potwór w typie prehistorycznego gada opleciony jest siecią kresek przypominających olinowanie okrętu, a nawet maszty – żaglozaurus?
Na piszącym te słowa największe wrażenie zrobił jednak wspomniany na wstępie koń-miasto. To obraz barwny i dynamiczny. Pędzący wierzchowiec nie tylko niesie na grzbiecie blokowisko. W jego brzuchu widać wielkie kłębowisko świecących rur, kabli lub innych mechanizmów – maszynę rodem z fabryki, laboratorium chemiczne, a może reaktor? W każdym razie obraz ten, uzupełniony jakimiś wykresami i wyliczeniami geometrycznymi (widocznymi jedynie z bliska), wydaje się dobrą metaforą naszej cywilizacji i niepokoić może jedynie fakt, że nasz rumak w szaleństwie swym pędzi w lewo! Na szczęście przednie nogi bachmata są prosto wypchnięte w przód, jak gdyby chciał już wyhamować i zmienić kierunek.
Nie tylko dla wspomnianych obrazów ekspozycja warta jest obejrzenia. Z prac Aleksandra Myjaka krzyczą fioletowe i zielone człeko-ptaki, jednorożce zamiast ogonów mają głowy kogutów, czworonożne kruki ryczą do nieba jak smoki lub dawno wymarłe, a jeszcze nie odkryte przedpotopowe zwierzęta. Chyba każdy z nas lubi czasem pobyć w innym świecie. Myjak nie tyle odrywa nas od codzienności, co pomaga spojrzeć na nią w niecodzienny sposób. Zresztą bionika i inżynieria genetyczna rozwijają się coraz szybciej, zatem kto wie, czy w przyszłości nie będziemy spotykać podobnych stworów także na co dzień?
Jarosław Nowosad
fot. Agnieszka Zub, Olgerd Dziechciarz