|

Długo czekaliśmy na popularność – z zespołem Peremotka rozmawia Paweł Gołoburda

Między odłożonym tournée po Ameryce Łacińskiej a występami w Chinach, Kazachstanie i Uzbekistanie światowej sławy rosyjski zespół Peremotka rozmawia z korespondentem „Afrontu” w rodzimym Jekaterynburgu

PAWEŁ GOŁOBURDA: Waszych fanów niedawno zelektryzowała wiadomość o trasie koncertowej po Ameryce Łacińskiej. Jak to się stalo, że was zaprosili?

GIENA WOŁGARIEW: Gdzieś tak dwa lata temu poznaliśmy się na Instagramie z promotorem muzycznym z Peru. Rozmawialiśmy z nim i któregoś dnia ni to w żartach, ni serio on nam napisał „przyjeżdżajcie, zrobimy wam trasę koncertową”. Odpowiedziałem, że przyjedziemy. Oto cała historia. Umówiliśmy się, że sami kupimy bilety lotnicze, skoro nikt nie wie, ile osób przyjdzie na nasze koncerty. I on nam zorganizował trasę na kwiecień. Tylko w kwietniu nas nie puścili… W Stambule nas nie wpuścili do samolotu do Meksyku. Więc przenieśliśmy trasę na sierpień.

 

Co? To nie pojechaliście?

GIENA: No nie pojechaliśmy. Dziwna historia. Mieliśmy bilety z przesiadką, ale gdy w Stambule przechodziliśmy odprawę, to nam powiedzieli, że puszczają tylko obywateli Meksyku. Byli pasażerowie z Turcji, z Chin, wszyscy mieli bilety, nikogo nie puścili, tylko rezydentów Meksyku.

 

A gdzie mieliście zagrać?

GIENA: W mieście Meksyk, peruwiańskiej Limie i w Santiago w Chile.

 

Na YouTube widać, że macie tam masę fanów.

GIENA: Tak, bardzo często do nas piszą i byli bardzo rozczarowani, że nie dojechaliśmy. Piszą też z Brazylii, Kolumbii, nawet częściej. Tam też chcemy pojechać, ale na razie się nie udaje.

 

Komentarze po hiszpańsku pod waszymi piosenkami widać było już dawno, a ostatnio pojawia się coraz więcej języków, francuski, polski… Jak do tego doszło?

GIENA: Powód może być dość prozaiczny. Wkrótce po tym, jak YouTube i TikTok zaczęły wszystkim proponować Mołczat Doma pojawiło się na świecie zainteresowanie rosyjską nową falą i popyt na kolejne zespoły. Nasza piosenka Zdrawstwuj pojawiła się w rekomendacjach zaraz po najpopularniejszej piosence Mołczat Doma i tak się zaczęło. Stopniowo mieliśmy coraz więcej słuchaczy z innych krajów. Jednocześnie cała rosyjska nowa fala zwróciła uwagę światowej publiczności. Dzisiaj rosyjskie zespoły mają fanów na całym świecie i nikogo to już nie dziwi.

NIKITA MUCHLYNIN: Widzieliśmy komentarze po polsku, że ludzie czekają na nasze koncerty.

 

Fani publikują tłumaczenia waszych piosenek na różne języki, a czy można słuchać Peremotki, nie znając tekstów?

GIENA: W Rosji ludzie spokojnie słuchają anglojęzycznych zespołów również nie znając tekstów. Pozostaje przekaz czysto muzyczny. Jak nasi zagraniczni fani nas odbierają, jeszcze nie wiemy, jeszcze z nimi nigdy nie rozmawialiśmy na żywo. Na razie byliśmy w Gruzji i Armenii, ale to kraje bliskie Rosji. Na spotkania z fanami z Ameryki Łacińskiej wciąż czekamy.

NIKITA: Jestem pewien, że wiele osób nas słucha nie wiedząc, o czym są piosenki. Bo jeśli nie sprawdzać tekstu, a tylko słuchać, to czasem nawet rosyjski tekst trudno zrozumieć ze słuchu. Widać to na przykładzie Mołczat Doma: wiele słów gdzieś ginie, kiedy się słucha piosenki. Sam często kiedy słucham zagranicznej muzyki, tylko mniej więcej wiem, o czym są piosenki. Sama muzyka wywołuje emocje.

 

Myślałem, że pojedziecie do Ameryki i tam publiczność będzie śpiewać z wami.

GIENA: Na razie to interesująca, ale dość surrealistyczna wizja.

 

Jak tam dojedziecie, to będziecie drugim rosyjskim zespołem?

NIKITA: Do Meksyku jeździła już Cziornaja Rieczka, już dawno jeździła Motorama.

GIENA: Ploho też tam byli.

NIKITA: Też nie dojechali.

GIENA: Dojechali, mieli trasę koncertową. Był zespół Human Tetris.

NIKITA: Nawet od nas z Jekaterynburga już jeździli, na przykład Lollypop Lorry, ale to już taka orkiestra world music i reggae. Oni tam może już wyjechali na stałe.

 

Trochę mnie zdziwiło, jak przy ostatniej rocznicy powstania zespołu okazało się, że to już dziewiąta. Ile wy w ogóle macie lat?

GIENA: Prawie 29. Koledzy tak samo.

 

A to jak Stereopolina, która wczoraj miała 29 urodziny. Wychodzi, że mieliście po 20, zakładając zespół. Jak to się zaczęło? Może jakieś rodzinne związki z muzyką?

GIENA: W mojej rodzinie nie było żadnych muzyków.

OLEG ŁOPAJEW: U mnie tylko amatorscy.

 

Poznaliście się w szkole?

GIENA: My z Olegiem.

NIKITA: Ja z Olegiem dopiero na studiach.

GIENA: W jedenastej klasie graliśmy na gitarach różne covery.

 

A kiedy wymyśliliście Peremotkę?

GIENA: Jak poznaliśmy się z Olegiem w starszych klasach, założyliśmy zespół i bardzo chcieliśmy grać, grać cokolwiek, najważniejsze dla nas było grać, śpiewać i występować. Na pierwszym roku studiów już byliśmy zdecydowani coś robić. I zobaczyć, co wyjdzie. Z początku nie graliśmy new wave ani post punk. Inspirowaliśmy się bardziej zachodnimi latami 70.

 

To była mało znana płyta W dobryj put’.

GIENA: Tak, a jeszcze wcześniej epka, z brzmieniami w stylu Velvet Underground i Creedence Clearwater Revival. Na płycie W dobryj put’ można usłyszeć wiele różnych gatunków, nawiązania do The Beatles i Rolling Stones, jest eklektycznie.

 

Na tej pierwszej płycie zaciekawiła mnie piosenka pod tytułem Jekaterynburg, gdzie pojawiają się tak znane miejsca jak ulica Małyszewa czy Plotinka [zapora na rzece Iset’ w centrum miasta – przyp.red.]. Później już nie chcieliście śpiewać o swoim mieście?

OLEG: Miasto pozostało w naszych piosenkach, tylko nawiązania stały się mniej oczywiste i mniej konkretne.

GIENA: Wciąż są nawiązania, na przykład w piosence Guliajuszczij pod dożdiom jest wspomniane piwo Tagilskie z browaru w Niżnym Tagile, to miasto niedaleko stąd. Bezpośrednich odwołań zrobiło się mniej, jednak miasto nieustannie jest obecne w naszych tekstach. Tutaj żyjemy i nas inspiruje.

 

A jak do piosenki trafiła ulica Małyszewa?

GIENA: A kto pisał ten tekst? Już nie pamiętam. Małyszewa to jedna z centralnych arterii i jak tu przyjechaliśmy, często spacerowaliśmy właśnie po niej. To długa ulica, która łączy wiele ciekawych miejsc, prowadzi na Plotinkę w samym centrum, chodziliśmy tam z gitarą śpiewać piosenki.

 

To nie zawsze tu mieszkaliście?

GIENA: My z Olegiem pochodzimy z miasta Liesnoj, to zamknięte miasto niedaleko Jekaterynburga.

NIKITA: Ja pochodzę z Troicka w obwodzie czelabińskim, to też niedaleko stąd, jakieś 350 kilometrów, na granicy z Kazachstanem. Tam się urodziłem, ale jak miałem sześć lat, przeprowadziliśmy się tutaj.

 

I poznaliście się na studiach.

NIKITA: Tak, z Olegiem byliśmy na jednym kierunku.

OLEG: Byliśmy na zarządzaniu, Giena miał ciekawsze studia.

GIENA: Wzornictwo przemysłowe.

 

Co w ogóle oznacza nazwa grupy? Brzmi dość enigmatycznie.

OLEG: Gdy wybieraliśmy nazwę, zgodziliśmy się z Gieną, że bardzo lubimy film Peremotka z Jackiem Blackiem i Mosem Defem. Przy czym film oryginalnie nazywa się Be Kind Rewind i nie ma za dużo wspólnego z tytułem rosyjskim, za rosyjski odpowiadają tłumacze, którzy ujęli wiele sensów w jedno słowo. To słowo nam się wydało bardzo pojemne, ciekawe i oddawało to, że zawsze chcieliśmy coś zmieniać, przerabiać na swój sposób.

 

Czyli fascynację kinem widać nie tylko w piosenkach, ale i w nazwie zespołu. Przy okazji filmowych nazw, wczoraj trafiłem na taki zespół Aguirre, to wasi koledzy? A może to wy?

GIENA: To jest nasz dawny projekt z Olegiem.

 

Parę piosenek było podpisane jako wspólne Peremotki z Aguirre, trochę mnie to zmyliło.

GIENA: Kiedy mieliśmy wypuścić Aguirre na serwisy streamingowe, chcieliśmy się trochę podeprzeć popularnością Peremotki. Jednocześnie słuchacze trafialiby na Aguirre przez Peremotkę. To był nasz chwyt reklamowy. Tamten zespół wydał jedną epkę i potem jeszcze dwie piosenki. Jako Aguirre zagraliśmy koncert jeszcze przed debiutem Peremotki. Pojechaliśmy do Czelabińska, kiedy to było…

OLEG: Styczeń 2018.

GIENA: To było na festiwalu rocka gotyckiego. Nawiasem mówiąc, jedyny koncert Aguirre.

 

Zaliczacie się do sceny post punk, ale wasze teksty są mniej depresyjne, rzadziej mówią o mroku egzystencji i sytuacjach bez wyjścia.

GIENA: Sami nie jesteśmy depresyjni. Na przykład Oleg jest bardzo wesoły, lubi żarty i stare komedie. Nie słuchamy też zbytnio depresyjnej muzyki. Dlatego i gramy nieco bardziej optymistycznie.

OLEG: Nie czujemy się też specjalnie grupą post punk, nie próbujemy dostosować się do nurtu. Raczej to inni nas tam zaliczają.

 

To czego słuchacie z rosyjskiej sceny post punk?

OLEG: Jestem ekspertem od klasyki, współczesne zespoły nie bardzo mnie interesują.

GIENA: Może stąd u nas taki retro wave, że Oleg w ogóle nie słucha nowej muzyki, za to bardzo dużo starej zagranicznej klasyki. Dlatego też ma tak staromodnie postawiony głos.

OLEG: Nie znam tych wszystkich zespołów post punk, nie włączam ich sobie do słuchania, nie widzę ich w rekomendacjach. Wolę puścić sobie na przykład niemieckie radio z muzyką lat 60., 70., 80. I słucham, co zaproponują, bywają bardzo ciekawe piosenki na przykład po szwedzku. To są rzeczy, których algorytmy streamingów nigdy nie pokażą. W takim radiu puszczą na przykład dwie piosenki o Bonnie i Clyde, z zupełnie różnych epok, różnych krajów, w różnych stylach, które łączy tylko temat. Takie radio oferuje bardzo duży wybór.

 

Ostatnio na koncercie w Petersburgu nie było żadnego dialogu z publicznością, u was to zawsze tak wygląda?

OLEG: Tak. Staramy się zagrać jak najwięcej piosenek. Za to po koncercie zwykle wychodzimy i kto ma ochotę, może z nami porozmawiać.

 

Koncert był zapowiedziany jako pierwszy z żywą perkusją. Skąd pomysł, żeby zrezygnować z automatu perkusyjnego? Klawiszy też jakby nie było.

GIENA: Klawisze szły z playbacku i utonęły w brzmieniu, więc pewnie nie było ich prawie słychać.

NIKITA: Gra z perkusistą to kolejny etap rozwoju. Jak byłeś na naszym koncercie w kwietniu, to udało się nam tam osiągnąć maksymalnie świeże brzmienie i dopracowany dźwięk. W ciągu ostatnich pięciu-sześciu lat z każdym rokiem trochę ulepszaliśmy nasze brzmienie, coś zmienialiśmy, coś poprawialiśmy. Na początku graliśmy z Gieną na gitarach, a z automatu szły bębny, klawisze, bas. Po pierwszych dwóch trasach już widzieliśmy, że czegoś brakuje. Giena zamienił gitarę na bas. Potem zaczął rozdzielać instrumenty z playbacku na kanały. Wcześniej jechaliśmy w trasę i włączaliśmy perkusję po prostu z telefonu. Bardzo zabawne, ale tak było. Potem stopniowo podnosiliśmy poziom, aż doszliśmy do momentu, kiedy trzeba było wziąć perkusistę. Jak się gra dużo koncertów, to się czuje, że czegoś brakuje, żeby ma przykład poczuć groove. Widzieliśmy, że inni mają żywą perkusję i przyszła pora spróbować.

 

Brzmienie było bardziej rockowe niż się spodziewałem.

NIKITA: Tak, i żywa perkusja się do tego przyczyniła.

GIENA: Chcemy też trochę zmieniać brzmienie, nie grać tak jak na płytach, żebyśmy się nie nudzili na scenie. Też chcemy się bawić, dlatego zmieniamy brzmienie na różne sposoby. Gramy te nasze piosenki już kilka lat i trzeba to jakoś rozwijać.

 

Na koncercie było też widać rosnącą różnicę wieku między wami a publicznością. Czy pisząc nowe piosenki myślicie o przyzwyczajeniach odbiorców?

GIENA: Jest jakaś autocenzura. Czasem się jej nawet nie zauważa. Piszesz piosenkę i gdzieś daleko w tle zastanawiasz się, jak ją odbierze słuchacz ze swoimi przyzwyczajeniami i oczekiwaniami. Czy nie odbierze jej wrogo. Ale nadszedł czas i chcemy teraz to przełamać, z kapitałem zaufania od naszej wypracowanej przez lata widowni. Chcemy zrobić coś konceptualnego, w ogóle niepodobnego do dotychczasowej Peremotki. Nasza jesienna płyta może być utrzymana w zupełnie innym nurcie.

 

Jest mnóstwo całkiem dobrych zespołów bez publiczności, na pewno się zastanawiają, jak wam się udało.

GIENA: Muzyką zajmowaliśmy się długo, długo się staraliśmy. Zanim nasza popularność wystrzeliła, minęło pięć-sześć lat. Przez cały ten czas byliśmy mało znanym lokalnym zespołem. Przychodziło po 80-100 osób w Moskwie i 60 w Petersburgu. W innych miastach w ogóle nie graliśmy. Jak pojechaliśmy w pierwszą trasę, to w Samarze na nasz koncert przyszło 18 osób. Popularność budowaliśmy bardzo długo. Gdy zaczynaliśmy w 2015-16, ruch muzyczny to były głównie profile zespołów na Kontakcie. Może już był Spotify, ale nie było jeszcze w Rosji streamingów. Niezależne zespoły samodzielnie publikowały swoją muzykę na Kontakcie. Popularyzowały ją głównie kanały muzyczne, również na Kontakcie, takie jak Rodnoj Zwuk, Motherland i wiele innych. Ludzie śledzili te kanały, a nas tam chętnie promowali. To też sporo pomogło. Dzisiaj te strony na Kontakcie są już mało popularne, kontakt z muzyką jest zupełnie inny. Dzisiaj wchodzisz na Yandex Muzykę czy Spotify i algorytm pokazuje rekomendacje. A wtedy, tak od 2015 do 19 roku była bardziej sprzyjająca atmosfera, żeby nieznana nikomu grupa mogła wystrzelić na Kontakcie. Dzisiaj trzeba założyć TikTok, zostać własnym content makerem. Kiedyś było prościej.

NIKITA: Jeszcze sobie coś przypomniałem. Gdy graliśmy naszą pierwszą trasę, na Kontakcie była taka funkcja, jeśli twój wpis był czytany, to pojawiała się ikonka płomienia, wpis zaczynał się pojawiać w rekomendacjach. I to był nasz pierwszy duży boost.

GIENA: Mówi się wprawdzie, że teraz łatwiej zacząć, że można zdobyć popularność na TikToku i Instagramie. Moim zdaniem młodym zespołom jest teraz trudniej, przemysł muzyczny się rozwinął, pojawiły się duże pieniądze i nowym grupom trudniej się zaprezentować.

 

A graliście w jakichś nieoczekiwanych miejscach? Małych miastach?

NIKITA: Nasz pierwszy wyjazd to była Moskwa i Petersburg, a pół roku później pojechaliśmy na próbę w pierwszą trasę po siedmiu miastach. Oprócz obu stolic był tam Niżny Nowogród, Samara, Ufa, Ulianowsk. Przychodziło po 40-50 osób, czyli bardzo mało. Takie było nasze pierwsze doświadczenie. Jeździliśmy wtedy pociągami, z gitarami. To był nasz chrzest bojowy.

 

To teraz czym jeździcie?

NIKITA: Głównie samochodem. W ostatniej trasie odległości między miastami były po 200-300 kilometrów. Idealne dla samochodu. Czasem możemy polecieć samolotem. Bardzo rzadko pociąg.

 

A te małe miasta?

NIKITA: W ostatniej trasie mieliśmy sporo takich miast, nie znam federalnego statusu ich wszystkich, ale to były miasta po 500-600 tysięcy mieszkańców.

GIENA: Byliśmy w Abakanie w Chakasji, z ludnością około 180 tysięcy, w Czerepowcu w obwodzie wołogodzkim, 300 tysięcy, to nawet nie stolica regionu.

 

I jak odbiór w takich miastach?

NIKITA: Bardzo dobry. Mieliśmy poczucie, że dla osób, które przyszły było to jakieś super wydarzenie. Nikt tam nie przyjeżdża, ludzie nam mówili, że dwa lata nie byli na koncercie. Trudno się dziwić, zorganizować koncert w takim miejscu, zebrać publiczność jest bardzo trudno. Wiele zespołów nawet sobie nie wyobraża, jak można zorganizować taką trasę. Nawet grupy o pewnym statusie tam nie pojadą, dopóki ich nie zaprosi miejscowy organizator z określonym honorarium. A my dzięki naszej agencji bookingowej i wytwórni staramy się odwiedzać również takie miejsca. Nasi koledzy z zespołu Sowa teraz grają dużą trasę, zdaje się około 30 koncertów, i też będą w małych miastach.

 

To ile osób przyszło w Czerepowcu?

NIKITA: Ponad sto. Zaraz sprawdzę w telefonie.

GIENA: Tam mamy wszystko w tabelce. Możemy przedstawić dokładny raport.

NIKITA: W Czerepowcu były 104 osoby. W Abakanie 124.

 

Jeśli teraz włączyć waszą płytę Noc epoki z 2017 roku, z takimi przebojami jak Pora domoj, Ja widieł son czy Wstriecznaja, trudno nie zauważyć sporej różnicy, jaka dzieli ten styl od wcześniejszej ledwie o dwa lata płyty W dobryj put’. Jak to się stało?

GIENA: Piosenka Pora domoj była już na naszej pierwszej epce, zrobiliśmy ją pod zespół Kino, trochę lo-fi, jakby nagrana na jakiejś starej, wysłużonej kasecie. To była nasza najbardziej popularna piosenka. I kiedy wydaliśmy W dobryj put’, to i tak Pora domoj dalej była naszym największym przebojem. Pomyślałem więc, żeby może zrobić jeszcze jedną piosenkę w stylu rosyjskiego rocka lat 90. i tak wydaliśmy singla Ja widieł son, kiedy to było? Zdaje się w 2016 roku. Ta piosenka jeszcze bardziej wystrzeliła, ludzie ją wszędzie podawali dalej, wszędzie zamieszczali. Zrozumieliśmy wtedy, że jest zainteresowanie publiczności, jest popyt na powrót i nową interpretację rosyjskiego rocka. Tak to się zaczęło i doprowadziło nas do płyty Noc epoki.

 

Sam najbardziej lubię Pora domoj, Ja widieł son, Zdrawstwuj i Twojewo balkona swiet. Może z którąś z tych piosenek łączy się jakaś ciekawa historia?

GIENA: Oleg może opowiedzieć o Zdrawstwuj.

OLEG: To było wtedy, gdy z Gieną uznaliśmy, że pora zacząć dorosłe życie, wynająć mieszkanie i zająć się na poważnie muzyką. Nasz wybór padł na bardzo atrakcyjną ofertę w dzielnicy Pionierskiej na parterze. Była zima, pewnie styczeń. Było bardzo zimno i szybko się okazało, że mieszkanie nie ma żadnego ogrzewania. Od razu się przeziębiliśmy, ja strasznie kaszlałem, kichałem i wydawałem inne dźwięki. Właśnie w takich przygnębiających okolicznościach powstała piosenka Zdrawstwuj, akurat Giena przyniósł tekst, zaczęliśmy pisać muzykę, jednocześnie lecząc gardło, w chorobliwym stanie ją nagraliśmy i nawet nie trzeba było nic poprawiać.

GIENA: Jeśli się przysłuchać, można usłyszeć chrypkę w głosie Olega. I w ogóle Pionierka teraz już jest normalna, ale wtedy to była dość podejrzana dzielnica, nasze mieszkanie było bardzo tanie, cały czas krzyczeli sąsiedzi, regularnie ktoś podpalał skrzynki elektryczne. Otwierasz drzwi, a tu strażacy gaszą skrzynkę, już miałem początki depresji przez to mieszkanie i wtedy napisaliśmy taką jasną, pogodną piosenkę, tak jakby jako protest przeciwko takiemu stanowi rzeczy.

OLEG: Po miesiącu szczęśliwie opuściliśmy tamto mieszkanie.

 

To straciliście inspirację.

GIENA: Możliwe, że jakieś piosenki nas ominęły.

 

Czyli teraz w sierpniu spróbujecie pojechać w trasę po Ameryce, a wcześniej zagracie w Chinach i Kazachstanie?

GIENA: Tak, i jeszcze jeden koncert w Uzbekistanie.

NIKITA: W czerwcu mamy jechać na festiwal w Chinach w mieście Quingdao, potem zagramy w Taszkiencie, potem w Szymkencie w Kazachstanie, potem Astana i duży festiwal w Ałma-Acie.

GIENA: Dostaliśmy maila z Chin od menadżera jakiejś dużej wytwórni czy agencji, że mogą nam zorganizować koncert. Od razu się zgodziliśmy. Na festiwalu w Quingdao będą zespoły z całej południowej Azji, między innymi Yeule, znana piosenkarka z Singapuru, sam bym chciał jej posłuchać, ale ja niestety nie pojadę. Będą zespoły z Japonii, z Ameryki, z Norwegii. Największych gwiazd jeszcze nie anonsowali, a spodziewam się uznanych zespołów.

 

Nie jedziesz? To jak koledzy zagrają?

GIENA: Akurat dzisiaj mamy próbę z innym basistą, z Paszą z zespołu Sowa. Zaraz przyjdzie.

 

To Sowa też jest z Jekaterynburga? Kolega polecał mi ich nową płytę Gławnyj gieroj.

GIENA: Tak, znamy się już prawie dziesięć lat.

 

Muzyka to wasze jedyne zajęcie?

GIENA: Już dwa lata nigdzie nie pracuję. Zajmuję się tylko muzyką.

NIKITA: Wcześniej jeszcze łączyliśmy granie z pracą, ale teraz już tylko muzyka. Też od dwóch lat nie pracuję.

OLEG: Jeśli nie liczyć jakichś prac dorywczych, to oficjalnie nie jestem nigdzie zatrudniony.

 

Czy macie już chińskie wizy?

OLEG: Właśnie dzisiaj chodziłem w tej sprawie, okazało się, że źle wypełniliśmy formularz. Poprawiliśmy i teraz czekamy.

 

Ciekawa sprawa. Może pamiętacie, była taka historia, jak polski zespół Behemoth przyjechał do Jekaterynburga z niewłaściwą wizą.

NIKITA: Tak, do Chin też jest mnóstwo wariantów wiz pracowniczych, a my wyrabiamy je pierwszy raz. Mam nadzieję, że szybko zdobędziemy potrzebne doświadczenie.

OLEG: W internecie też nikt nic nie wie o wizach dla muzyków do Chin.

 

A jak jest z Meksykiem?

NIKITA: Oficjalnie funkcjonuje ruch bezwizowy, a w praktyce dyskryminacja według paszportów. Jak już mówiliśmy, ostatnio obywatele Wspólnoty Niepodległych Państw lecący do Meksyku miewali problemy w Stambule. Już lepsze byłyby wizy, wszystko byłoby jasne, wyrabiasz i wiesz, że dojedziesz. Do Meksyku sporo osób nie puścili w Turcji. Jest czat w Telegramie na ten temat, zapisało się tam 1300 osób. Mieli bilety przez Turcję i nie dotarli do Ameryki. Nam powiedzieli, lećcie przez Europę. A dostać wizę Schengen będzie trudniej, nawet tranzytową. Takie czasy. Za to Chiny są przyjaznym państwem, przynajmniej teoretycznie. Oleg, ty przepuściłeś te chińskie dokumenty przez tłumacza? Żeby chociaż wiedzieć, co podpisujemy. Przecież tam może być napisane „zespół Peremotka zobowiązuje się do końca życia pracować dla Chińczyków”.

 

Sala prób przy ul. Walerija Czkałowa, Jekaterynburg, 6 maja 2024

 

1.

Пора домой

Друг мой, оставь этот нож
Ты сделал всё что мог
Выбрал других на главные роли наш бог
Ну и что ж
Позади закаты в одинокую ночь
Ты никому не в силах уж здесь помочь
Отбой, друг мой, отбой,
Нам пора домой

Друг, нам пора домой

Как умел ты бросался в бой,
И как мог протаптывал путь
Хоть не прозвали тебя здесь герой,
Ты не дал душам заснуть
Здесь вся прелесть покрыта корой,
Её кто-то другой оборвёт
Отбой, друг мой, отбой,
Нам пора домой

 

2.

Здравствуй

Небесный параплан
Пенопластовая боль
Прощенье на губах
Очнись герой
Растаял лёд, в руках занозы
Эй чудак, ну вытри слёзы

В снега пришла весна
Не верь, а просто знай
Я здесь оставил страсть и приобрёл печаль
Устами до испуга: „встречай же старого ты друга”

Гуашью на лету
Испачкана ладонь
Ты знаешь быть добру
Ты знаешь, после
Сотни лет и не узнал
„Здравствуй, я тебя так долго ждал”

Вновь в аптеке аспирин
Купят мёртвые глаза
Что ты больше не один
Где-то прозвучат слова
До свиданья, до свиданья
Шепчет время городам своим