Godny powrót arcydzieła – o reedycji płyty „Brygada Kryzys”

3 czerwca zmarł Robert Brylewski, kompozytor, autor tekstów, gitarzysta, wokalista, po prostu genialny muzyk, a przede wszystkim wspaniały człowiek; my wszyscy w Afroncie wychowaliśmy się na jego muzyce, na Kryzysie, Brygadzie Kryzys, Izraelu, Armii (Legenda), 52umie itd. W najnowszym numerze naszego kwartalnika ukazał się esej Jarosława Nowosada o reedycji legendarnego debiutu Brygady Kryzys zwanej „Czarną Brygadą”.  Oto jego fragmenty:

„Debiutancka (przez długi czas jedyna!) studyjna płyta zespołu, zatytułowana po prostu Brygada Kryzys – ze względu na kolor okładki nazywana „Czarną Brygadą” – liczy sobie już 35 lat. Dawno też zyskała status bez żadnej przesady kultowy. W ostatnim dwudziestoleciu nie było chyba rankingu polskich płyt rockowych, w którym nie wylądowałaby w ścisłej czołówce. Wydawałoby się, że w przypadku rzeczy tak znanej recenzja powinna się ograniczyć do omówienia samej reedycji – co również na koniec uczynię. Mam wszakże świadomość, że osobom dużo ode mnie młodszym nazwa zespołu może mówić niewiele (…)

Od czasu swej premiery płyta kilkakrotnie powracała w formie CD. A jednak jej wznowienie w 2017 roku przez wydawnictwo MTJ jest wyjątkowe (z powodów, o których za chwilę) i stanowi miłą niespodziankę (…)

Nowy mastering wykonał Damian Lipiński, który chyba dorwał się do oryginalnej, analogowej taśmy-matki, a przynajmniej do bardzo dobrej kopii. Dość, że wydanie MTJ z 2017 roku „bije na głowę” wszystkie poprzednie wznowienia. Czy wygrywa również z pierwszym wydaniem winylowym – to, jak zwykle, kwestia dyskusyjna; w każdym razie należy żałować, że takiej reedycji nie było ćwierć wieku temu… Tony wysokie, średnie, niskie – wreszcie wszystko na swoim miejscu. Co więcej, jak na istniejący miks brzmi to zaskakująco szczegółowo. Nareszcie można „ze słuchu” zrozumieć teksty, a uważne ucho wyłapie też sporo detali (choćby perkusjonalia). I jest w tym moc, jakiej poprzednie digitalizacje nie miały.

Pochwała należy się również za stronę graficzną. Pomijając nieszczęsną kasetę z roku 1991 (przy której okładce pomajstrowano nie mniej niż przy zawartości), dotychczas dla potrzeb CD oryginalny projekt nie tylko bezlitośnie kadrowano, ale i bez pardonu podkręcano mu kontrast. Oba błędy w końcu zostały naprawione. Co prawda, kwadrat dawnej koperty trochę dołem przycięto (wymogi digipacku!), a szarość liter wyszła tym razem lekko przyciemniona, jednak nie ma co narzekać – tu również jest lepiej niż było.

I jeszcze jedno. Obok wersji CD, płyta po raz pierwszy od 1982 roku pojawiła się na winylu. Do kompletu brakuje jeszcze tylko kasety! (To żart, chociaż…)

Jarosław Nowosad