Marek Probosz: Śniąc z otwartymi oczami

Polecamy najnowszy tekst naszego stałego korespondenta z Hollywood – Marka Probosza! (niniejszy tekst został opublikowany w wydanym przed kilkoma dniami siódmym numerze kwartalnika literacko-artystycznego „Afront”).

Śniąc z otwartymi oczami

– Halo?

– Sorry, Marek, nie zagrasz Polańskiego u Tarantino. Jesteś za dobry.

– Żartujesz?

– Jesteś za stary. Przed chwilą dzwonili z castingu „Pewnego razu w Hollywood” i tak mi powiedzieli: Quentin widział cię w roli Romana w „Helter Skelter” i bardzo mu się podobałeś.

– To w czym problem?

– W tym, że jako pierwszy aktor w historii Hollywood zagrałeś Polańskiego i wszyscy to pamiętają. „The New York Times” zrobił ci świetną reklamę w recenzji: „Mr. Marek Probosz perfekcyjnie wcielił się w polskiego reżysera Polańskiego, a sceny z jego udziałem są najbardziej efektywne w całym filmie.” Warner Brothers zatrudniło Vincenta Bugliosiego, prokuratora Mansona i jego „rodziny morderców” jako producenta filmu. Sam rozumiesz, był wielki szum i nikt o twojej roli nie zapomniał. Niestety, pamiętają też, że premiera odbyła się 14 lat temu. Reżyser castingu powiedział mi: „twój klient to świetny aktor, nie mamy wątpliwości, że znów mógłby zagrać Polańskiego, tylko że my szukamy do tej roli 35-latka!”

 

W słuchawce cisza, serce wali jak młotem. Aktorowi trudno jest się przyznać do swojego wieku, tym bardziej kiedy w sercu maj, a ciało nie odmawia posłuszeństwa. Po chwili agent odchrząknął:

 

– Wiem, wiem. Super byłoby zagrać w filmie Tarantino z DiCaprio, Pittem, mieć za filmową żonę Margot Robbie. Ale nie martw się, wkrótce będę miał dla ciebie wiele innych zdjęć próbnych.

 

Rzeczywiście, nie minął tydzień jak runęła lawina! W ciągu jednego dnia otrzymałem cztery castingi i nagranie głosu do filmowego zwiastuna.

Od świtu skupiony, gotowy do działania na najwyższych obrotach. Filmową odyseję, polowanie na kolejną rolę w Hollywood, rozpocząłem od podróży do Studia 20th Century Fox w Culver City. Casting do filmu opartego na prawdziwej historii walki sportowych potentatów samochodowych Forda i Ferrari „Le Mans 66”, rola: Deter Voss; potem przerzut do Beverly Hills, do biura castingowego nowego serialu TV „Wu Assassins”, produkcja Nomadic Pictures/Netflix, rola: Oleg Orlov; stamtąd na złamanie karku przez korki zatłoczonego LA do Burbank, gdzie czeka mnie casting do serialu TV „Shameless” dla SHOWTIME, rola: Ilya; następnie z powrotem do domu przyjaciół w Westwood, gdzie muszę sam się nagrać i materiał wysłać elektronicznie jeszcze dzisiaj do biura castingu w Nowym Jorku, do filmu fabularnego „The Laundromat” dla Netflix, rola: Felix; na koniec powrót do domu w Santa Monica, gdzie będę we własnym mieszkaniu nagrywał z producentami głos do zwiastuna filmu „Bau–Artist At War” dla Iron Sky Pictures, rola: Bau.

 

W zawodzie aktora najbardziej fascynujący jest moment metamorfozy, przemiany z prywatnej osoby w odtwarzaną postać. Dobry aktor w ciągu jednego życia może wcielić się w około 250 odmiennych bohaterów! Ja dziś mam przed sobą pięć różnych postaci. W studiu Foxa zagrałem eleganckiego biznesmana, szefa firmy Porsche, który z cygarem w ustach, z niemieckim akcentem, poszukuje nowego mistrza na torze wyścigowym Grand Prix w Le Mans ‘66 roku. W rolach głównych Matt Damon i Christian Bale. Kolejne wcielenie w Studiu Warner Brothers. Ale najpierw moment wyłączenia z tła wszelkich zakłóceń i wyrównania oddechu. W garażu, w samochodzie, przebrałem się w koszulkę piłkarską z Mistrzostw Swiata’18, taki kostium wybrałem dla rosyjskiego właściciela sklepu, którego filmowym wyzwaniem jest spełnić swój amerykański sen bez względu na przeszkody stawiane mu przez lokalne gangi handlarzy narkotykami. Kolejny moment przeistoczenia przyjdzie mi przeżyć w Beverly Hills, z daleka widzę tłumy kandydatów. Zgiełk, napięcie, komentarze konkurencji rozpraszają moje skupienie. Zamknąłem się w toalecie, by z medytacji zaczerpnąć siły. Tam przebrałem się w długi czarny płaszcz, elegancki strój rosyjskiego multimilionera. W tej roli mam 500 lat, posiadam 5. stopień wtajemniczenia walk Wschodu, Mocy – Wu. Mój bohater podczas kolejnych reinkarnacji przejmuje Moc Wu, mordując m.in. spadkobiercę Borysa Godunowa w 1605 roku. Nim usłyszałem komendę „akcja!”, wszystko stało się krystalicznie przejrzyste. Reżyserka castingu po każdej z nagranych trzech scen powtarzała „wspaniale”, „dziękuję”, „rewelacja”. Nie było dubli, wszystko przyjęte za pierwszym podejściem. Byłem „TU” i „TERAZ”, w sercu i na umyśle w każdej ze scen. Poczułem oczyszczające uczucie, katharsis. Dalej, jak szaleniec, pruję do domu przyjaciół w Westwood, gdzie musimy sami nagrać tzw. self tape. Nasza filmowa ekipa składa się z czterech osób: David, znany reżyser/malarz, będzie mnie filmował ze swojej komórki, jego żona Michele, znana scenarzystka, ekspertka od efektów specjalnych, będzie kostiumologiem i charakteryzatorką, moja żona Gosia, mistrzyni jogi i Reiki, wystąpi w roli klapserki i oświetlacza. Mimo ograniczeń sprzętu, przestrzeni i stresu związanego z brakiem czasu, tworzymy zgraną paczkę, rozumiemy film od podszewki i takie wyzwania dodają nam skrzydeł, wzmagają spontaniczność i radość tworzenia. Na dodatek mama Michele, Katherine, bezszelestnie kibicuje nam z kuchni, a ta dostojna dama pamięta historię początków Hollywood, cieszy się zdrowiem i życiem mimo swoich 101 lat! The Laundromat będzie reżyserował oscarowy reżyser Steven Sodebergh, główne role zgrają inni oscarowcy, Meryl Streep i Gary Oldman. Uwijamy się w siódmych potach, rozumiejąc wagę i stawkę przedsięwzięcia. Zamieniam się w rosyjskiego oligarchę, sceny odgrywają się w Wieżowcach Trumpa. Kino wymaga od aktora autentyczności, kamera to okrutna maszyna prawdy, rejestruje 24 klatki prawdy na 1 sekundę! Nic jej nie umknie. Żadne usprawiedliwienia nie wchodzą w rachubę. Liczy się tylko to, co pozostanie na ekranie. Około 21:00, wyczerpani, ale szczęśliwi, wracamy z żoną do domu w Santa Monica, gdzie o 21:30 mamy kolejne spotkanie z filmowymi producentami, którzy nagrają mój głos do zwiastuna fabularnego filmu „Bau – Artist At War”. Joseph Bau był znany jako izraelski Walt Disney, udało mu się przeżyć horror obozu koncentracyjnego w Płaszowie tylko dzięki swoim talentom plastycznym.

 

Ten dzień był tak wymagający, że producenci nie mieli kłopotu z odnalezieniem nokturnowego tonu w moim głosie. A jak do mnie trafili? Otóż przygotowując swój film, robili badania materiałów historycznych na temat życia w obozach koncentracyjnych. Ktoś polecił im, aby posłuchali nagranej przeze mnie 10-cio godzinnej amerykańskiej książki dźwiękowej Ochotnik do Auschwitz: Rotmistrz Witold Pilecki. Zachwycili się historią Pileckiego i moim głosem. Odszukałem w sobie dobrze znajomy mi głos rotmistrza i ukończyliśmy nagranie przed północą. Producenci, pełni entuzjazmu, z nagranym zwiastunem pod pachą opuścili nasze mieszkanie. Po zamknięciu drzwi i przekroczeniu progu sypialni zwaliłem się z nóg. Będąc w łóżku nie wiedziałem, którą z ról przyjdzie mi zagrać w kinie moich snów. Bo ja nie kładę się nigdy spać, zamykam oczy tylko po to, by śnić. Moje życie jest snem, nawet jeśli czasami robię to z otwartymi oczami.

 

Następnego dnia obudził mnie telefon od agenta.

 

– Halo?

– Marek, świetna wiadomość! Dzwonili do mnie producenci z „Bau Artist At War”, twoja praca tak się wszystkim spodobała, że proponują ci rolę w filmie!