|

Zapowiedź wydawnicza: Jarosław Nowosad „Być i nie być”

Już wkrótce ukaże się kolejna książka wydana przez Fundację Kultury AFRONT. Będzie to zbiór opowiadań autorstwa Jarosława Nowosada, zatytułowany „Być i nie być”.
W najbliższym czasie poinformujemy o spotkaniach promujących wydawnictwo.

Publikacja jest współfinansowana ze środków Miasta i Gminy Olkusz.

Jarosław Nowosad
Urodzony w 1970 r. Prozaik, krytyk, eseista, dziennikarz, z doskoku również poeta i tekściarz. Opublikował tomiki wierszy „Mogę być” (2006) i „Nic nie płynie” (2011) oraz tom opowiadań „Czarny chevrolet” (2013).

„U Bloomingdale’a” (fragment):

„Andy Warhol krąży po domu towarowym Bloomingdale’a w Nowym Jorku. Niedawno zjadł warzywa z ryżem w restauracji „40 Marchewek” na szóstym piętrze, po czym zjechał windą w podziemia. Na wysokości kolei podziemnej kupuje u Denima czarne jeansy, przy wyjściu odkłania się Lennonowi – ten jest wyraźnie tradycjonalistą, znów kupił niebieskie. O poziom wyżej, lecz wciąż pod powierzchnią ulic, Andy odwiedza galanterię skórzaną. Pośród stalowoniebieskich ścian, od których wydaje się bić chłodne światło, odnajduje wieszak z kurtkami. Grzecznie przeprasza Hendrixa, jak zwykle oglądającego zamsze. Gitarzysta odsuwa się i przepuszcza go na drugą stronę, gdzie wiszą czarne skóry. Król pop-artu szuka tam czegoś dla siebie, gdy nagle słyszy znajomy głos:

– Cześć, Drella!

– Prosiłem, żeby mnie tak nie nazy… – Malarz odwraca się obruszony i widzi chudego bruneta w ciemnych okularach. – Lou Reed! Ty tutaj?!

– Od jakiegoś czasu, nie wiedziałeś? – śmieje się piosenkarz. – Wszyscy tu w końcu trafiamy, może nie? Ostatnio widziałem Davida Bowiego, też byłem zaskoczony… Kupował garnitur u Diora na parterze.

Warhol wędruje wśród śnieżnobiałych ścian. Jest już cały jak spod igły. Wielką torbę z brązowego papieru z nadrukowanym logiem Bloomingdale’a wziął tylko po to, by spakować do niej swoje stare ubranie. Dyskretnie wrzuca je do pudła jakiejś akcji charytatywnej – zawsze takowe popierał. Ktoś, kto będzie to nosił, nie zgadnie, ile dostałby na licytacji, gdyby tylko wiedział, po kim to… Idzie dalej, nie oglądając się nawet. Podeszwy jego sportowych butów cicho szurają o czarno-białą szachownicę posadzki. W blasku sufitowych lamp przechodzi obok rzęsiście oświetlonych wystaw. Jest teraz na parterze, ale Bowiego nie spotyka. Natomiast kiedy mija piekarnię „Magnolia” z jej charakterystycznym, jasnokremowym wystrojem, zza jednego z przykrytych kusymi serwetami stolików odwraca się jasnowłosa dziewczynka, siedząca vis-à-vis starszego jegomościa w kapeluszu.

– Wujku Andy! – woła, wlepiając w niego dwoje błękitnych ocząt.

Na zawsze już dwunastoletnia Heather O’Rourke, i to cała na różowo, nawet torebka… Poznali się dopiero tutaj, zresztą trafiła tu w niecały rok po nim. Andy żałuje teraz, że nigdy jej nie namalował. Te niby-horrory z latającymi zabawkami i wariującym telewizorem – pop-art jak się patrzy!”