Nuty życia – recenzja płyty Marceliny Gawron
Mały klub (miałem dopisać: „lub kameralna knajpka”, ale to za dobra muzyka jak na takie miejsce!) gdzieś na przełomie lat 50./60. Na estradzie gra combo, którego „trzonem” jest klasyczne trio jazzowe (fortepian, kontrabas, perkusja), na solówki wchodzi trębacz, ale postacią centralną jest wokalistka. Śpiewa głosem ciepłym, głębokim, trochę ciemnym – acz, jak się okaże, kryjącym w sobie parę niespodzianek. Repertuar, choć daleki od monotonii, jest bardzo zwarty – ta piątka dobrze wie, co i jak chce grać. Teksty piosenek, składających się na koncert, również nie są przypadkowe…
Marcelinę Gawron po raz pierwszy usłyszałem z górą dwa lata temu, jako wokalistkę w zespole Kasi Zawieracz, na koncertach z tym składem i na płycie zatytułowanej Podróż. Znakomicie wyśpiewała tam (świetne skądinąd) kompozycje i teksty krakowskiej gitarzystki, ale też umieściła na krążku własny debiut autorski pt. „Na kredyt”. Niebanalną, jednak wpadającą w ucho piosenkę ozdobiła dwugłosami wokalnymi (z Eweliną Serafin), zdradzającymi wpływ Novi Singers.
Niecały miesiąc temu trafiła do mnie pierwsza samodzielna płyta Marceliny Gawron. Zupełnie inni instrumentaliści, w dużej mierze inna muzyka.
Choć jest to album studyjny, skojarzenie z koncertem w zacisznym miejscu było nieodparte. Nie słyszałem jeszcze tego składu na żywo, niemniej zgaduję, że na estradzie grają to wszystko całkiem podobnie jak w studiu. Wszystkie nagrania są pełne improwizacji, wręcz czuje się w nich przyjemność wspólnego grania. Raczej niczego tu nie „temperowano”, nie „przycinano”, nie uładzano „pod radio”. Ta muzyka w ogóle nie jest dla radia, poza „specjalistycznymi” programami lub kanałami. To czysty, akustyczny jazz.
Tak, proszę państwa. W wyniku „kilkuletnich poszukiwań” (jak głosi anons Mateusza Rymana w serwisie „JazzSoul.pl”) artystka odnalazła się w szlachetnym modern jazzie, po swojemu odczytując tradycję sprzed mniej więcej sześciu dekad. Podróż, w jaką na trzy kwadranse nas zabiera, nie ma w sobie wiele nostalgii. Tym bardziej, że standardów brak – wszystkie dziewięć utworów, składających się na program płyty, skomponowała i tekstami opatrzyła Marcelina Gawron!
Ot, gdzieś tam jedna solówka trąbki („In a Perfect World”) zabrzmi mainstreamowo, co uprzejmy basista podkreśli walkingiem, ale znów gdzie indziej pojawią się dyskretne akcenty funky („Zaduma”) lub wcale nie takie dyskretne free („Your Butterfly”)… Indywidualny styl (także kompozytorski) i temperament głównej bohaterki, wraz z muzyczną erudycją wszystkich uczestników nagrań, sprawia, że całość brzmi… nie, nie „nowocześnie”, ale żywo, świeżo i bardzo szczerze.
Scat, który w rzeczonym „Na kredyt” pełnił funkcję ozdobnika aranżacyjnego, zyskał rangę jednego z głównych atutów Marceliny, która zarazem oddaliła się od wzorców Novi Singers. Nie chodzi o to, że w nowym zespole jest jedyną wokalistką (tylko w krótkim fragmencie „Zadumy” dość nieśmiało skorzystała z dobrodziejstw techniki nagraniowej). Udoskonaliwszy technikę scatu (w czym zapewne pomogła jej doskonała dykcja), posługuje się nim z wielką swobodą, nieraz wręcz brawurą. Scatuje, owszem, wstępy i epilogi do piosenek, jak też efektowne łączniki między zwrotkami (szczególnie błyska techniką w bridge’u z „Your Butterfly”), lecz przede wszystkim wykorzystuje tę technikę śpiewu po to, po co została wymyślona – do improwizacji. Szczególną wirtuozerią błyska w kulminacji kończącego płytę „Blefera”, gdzie z zawrotną szybkością rozwija iskrzące się wariacje wokół melodii piosenki, ale pomysłowe przetworzenia tematu prezentuje i wcześniej – nastrojowo stonowane we „Freaky You”, lub bardziej niesforne w codzie „In a Perfect World”.
Ciepła, obszerna barwa głosu nie gwarantuje bynajmniej, że zawsze będzie bezpiecznie, grzecznie i sennie. I tak bywa – weźmy ściszoną pierwszą zwrotkę balladowego „Life Lesson” lub początek równie nastrojowego „The Flight” – ale i nie bywa, bo w takim „On And On” ten głos pokazuje pazurki, i to ostre. „Zadumę” rozpoczyna śpiewem ściszonym i stonowanym, by w ostatniej zwrotce wprowadzić nastrój udzielającego się niepokoju. Kiedy tylko trzeba, umiejętnie stopniuje dynamikę – dobrymi przykładami druga zwrotka „Life Lesson” i całość „Solution”, a wcale nie gorszym – wokaliza w „Your Butterfly”. Choć ślady typowego dla scatu dobitnego akcentowania sylab można odnaleźć i przy śpiewaniu tekstu („In a Perfect World”), wokalistka równie sprawnie posługuje się swobodniejszą frazą („Freaky You”, „On And On”).
Kompozytorsko Marcelina Gawron raczej nie dąży tworzenia chwytliwych tematów w rodzaju „Na kredyt” i chyba nie urażę jej mówiąc, że przyszłych standardów tu nie słyszę. Prawdę mówiąc, poza „Zadumą” i finalną frazą „Blefera”, nie ma tutaj melodii zapadających w pamięć po pierwszym odtworzeniu płyty. Wydaje się, że poszczególne są raczej pretekstem do improwizacji i zabawy aranżem. Jest tu i przetwarzanie tematu już na poziomie kompozycji – coda „Solution” stanowi rozwinięcie bridge’u; finał „Blefera”, przeciwnie, jest uproszczeniem wcześniejszego tematu, wyciągniętą z niego „esencją”… Niemniej, gdy słuchamy Notes of Life wielokrotnie, pewne frazy melodyczne zostają w głowie i prześladują słuchacza (lecz to przyjemne prześladowanie). Zresztą wszystkie znane mi płyty jazzowe nagrane w ostatnim półwieczu mają to do siebie, że odkrywa się je stopniowo, warstwa po warstwie.
Współautorem płyty jest pianista Adam Jarzmik, muzyk znaczący i ceniony w środowisku jazzowym, który zadbał o aranżacje. On i Marcelina stanowią udany tandem twórczy. Kompozycji potrafią nadać kształt intrygujący nieprzewidywalnością. „Freeaky You” składa się z dwóch zupełnie różnych części. Pierwsza jest piosenką taktowaną na 4, opartą na basowej repetycji. Druga, w nieparzystym rytmie 6/8, jest improwizacją wokalistki wokół prostej, lecz kunsztownej melodii podanej przez fortepian – temat upraszcza się i komplikuje, stale nabierając mocy. Coda „Blefera” oparta jest o trik, najbardziej znany bodaj z Winobrania Zbigniewa Namysłowskiego, polegający na obsesyjnym powtarzaniu krótkiej frazy instrumentalnej, która w ostatniej repetycji nagle „zyskuje” tekst; podobnie kończy się „Solution”, tylko tam fraza jest najpierw scatowana. U Namysłowskiego był to żart, tutaj – rodzaj credo, „klamra” całej płyty, jej motto i pointa.
Innym częstym środkiem aranżacyjnym jest unisono. Taki sposób gry to nie li tylko popis umiejętności technicznych, pokaz zgrania muzyków, lecz przede wszystkim sposób łączenia brzmień dla uzyskania „nowej jakości” dźwiękowej. Odkryłem to przed laty, słuchając Tubular Bells Mike’a Oldfdielda, a utwierdziła mnie w tym prelekcja pewnego organisty, demonstrującego możliwości instrumentu poprzez łączenie różnych głosów pod jedną klawiaturą. Tutaj szczególnie częste są efektowne riffy, grane jednocześnie przez kontrabas i lewą rękę pianisty, zdarza się tez wspólna gra pianisty z trębaczem (bridge w „In a Perfect World”), ale jeszcze ciekawiej robi się, gdy w unisono wchodzi wokal, potraktowany jak jeszcze jeden instrument. Marcelina scatuje i śpiewa wokalizy z fortepianem („Solution”, „Freaky You”, „Life Lesson”, „Your Butterfly”), trąbką („In a Perfect World”, „On And On”), kontrabasem („In a Perfect World”), także granym smyczkiem („The Flight”). Czasami scat staje się częścią riffu, jak na końcu perkusyjnego solo w „On And On” (w tym zespole perkusista nie zostaje „sam na placu” nawet grając solówkę). Muzycy eksperymentują z brzmieniem przy pomocy tradycyjnego instrumentarium, bez jego preparacji lub posiłkowania się technikami studyjnymi.
Jazz jest zawsze dziełem zespołowym. W tej muzyce kompozytor ani aranżer nie pisze nikomu solówek na papierze nutowym. „Life Lesson”, ballada śpiewana z akompaniamentem samego pianisty, rozpoczyna się długą częścią instrumentalną ad libitum, która wraz z wokalizami stanowi grubą „ramę” (lub raczej „paspartou”) dla krótkiej piosenki do równie lapidarnego tekstu, też przedzielonej wariacjami fortepianowymi i rozwijającą je wokalizą. „Zaduma” rozpoczyna się od gry basisty a capela, jak gdyby poszukującego tematu, wreszcie wchodzącego we właściwy riff…
Najoczywistszym sposobem współtworzenia muzyki przez jej wykonawców są w jazzie solówki, wariacyjnie rozwijające główny temat. Na Notes of Life pojawiają się – jak na dobrym koncercie – po kilka w każdym utworze i nie sposób opisać wszystkich, można jednak wskazać ulubione.
Adam Jarzmik w „Solution” improwizację pianistyczną rozpoczął z przymrużeniem oka, niemal filuternie, z szybkim, perlącym się plumkaniem, by potem przejść w ton bardziej podniosły, nie tracący wszakże lekkości. W „Your Butterfly”, zacząwszy od razu z lekka free-jazzowo, podąża coraz dalej w atonalność, w rejony wciąż odleglejsze od wyjściowego tematu, czasem zatrącając o pianistykę klasyczną.
Trębacz Robert Majewski w części utworów nie pojawia się w ogóle, ale gdy już jest, to wydaje się, że był zawsze… We „Freaky You” zagrał solo wpadające we free (choć nie tracąc z oczu tematu dłużej niż na chwilę), pod wyraźnym wpływem Stańki. W „The Flight” wpisał się w nastrój całości, improwizując rodzaj leniwej kołysanki jazzowej.
Basista Michał Barański, który zagrał m.in. świetne tło dla scatowanej wariacji kończącej „In a Perfect World”, jako solista błysnął w „Solution” – nie tyle nawet techniką gry, ile inwencją melodyczną.
Mateusz Ryman nazwał perkusistę Piotra Budniaka „kolorystą, doskonale dopełniającym całość”. Istotnie, bębniarz nie ogranicza się ani do nabijania rytmu, ani nawet do podkreślania nastroju piosenek, lecz, gdy trzeba, wprowadza swoje „smaczki” (to dyskretne stukanie w same krawędzie bębnów w „Solution”!). Solówki zagrał dwie, obie intrygujące właśnie inwencją kolorystyczną. Gdzie przeciętny muzyk bez końca waliłby w werbel, Ryman po kilku zaledwie uderzeniach najwyraźniej nudzi się tym i zaczyna trudniejsze, lecz bardziej efektowne przejścia na kotłach, czasem bliskie jakimś osobliwym akordom.
Teksty utworów układają się w rodzaj concept-albumu. Zgodnie z tytułem, są „notatkami z życia”, zapiskami przemyśleń wywołanych przez kolejne zdarzenia. Zarazem to kolejne rozdziały wywodu o życiu; wykładu prostej, lecz niegłupiej filozofii miłości do życia.
Czy Notes of Life jest arcydziełem na miarę Winobrania? Zapewne nie, ale jest to bardzo dobra płyta jazzowa, przy której słuchaniu nie można się nudzić, tak wiele zajmujących rzeczy dzieje się na niej. Jednak nie mniej istotną jej wartością jest udzielający się słuchaczowi entuzjazm muzyków, który przekłada się na wypełniający nie tylko słowa, lecz i muzykę nastrój pogody, nawet mimo przychodzącej się czasami melancholii. Notes of Life nastraja pozytywnie. Zresztą jej tytuł można przetłumaczyć również jako „nuty życia”!
PS Na okładce nie podano, kto zrealizował rzecz od strony dźwiękowej (informacje zamieszczone w notce uzyskałem bezpośrednio ze studia, którego personelowi dziękuję) – a należałoby podać, bo zrobił dobrą robotę! Chociaż płyta, niestety, dostępna jest wyłącznie jako srebrny krążek lub cyfrowy „ściąg” (download), od jej brzmienia nie „śmierdzi cyfrą”. Może nie brzmi „analogowo”, jednak brzmi naturalnie, dynamicznie, bez natrętnej kompresji, bez cukierkowego podbijania skrajów pasma. Jej „przejrzysty” dźwięk, wolny od podbarwień (i sybilantów), pogłębia wrażenie bezpośredniego obcowania z żywą muzyką. Fortepian i perkusja są bardzo przestrzenne (także dosłownie); trąbka, choć z tłumikiem, ma swoją, czającą się za nim, moc; wokal słychać jakby bez pośrednictwa mikrofonu, po prostu z bliska. Może jedynie kontrabas potraktowano trochę po macoszemu (ale pisze to fanatyk płyty Laokoon Krzysztofa Zgrai, gdzie instrument ten jest naprawdę duży, szczególnie gdy gra solo).
Tak powinno się nagrywać płyty – nie tylko z akustycznym jazzem!
Marcelina Gawron, Notes of Life. Muzyka i teksty: Marcelina Gawron, aranżacje: Adam Jarzmik. Wykonawcy: Marcelina Gawron – śpiew; Adam Jarzmik – fortepian; Marcin Barański – kontrabas; Marcin Majewski – trąbka, flugelhorn. Nagrano w Monochrom Studio. Produkcja – nie podano; realizacja, mix, mastering – Ignacy Gruszecki. Fotografie – Dorota Czoch; projekt okładki – Tomasz Olszewski.
Jarosław Nowosad