W snach Michała Kwarciaka
“There’ll be new dreams,
maybe better dreams and plenty”
(Joni Mitchell)
Baśniowe obrazy Michała Kwarciaka zagościły ostatnio w BWA. Wystawę otwarto 5 stycznia 2017 roku. To już druga w ostatnim czasie ekspozycja prac tego malarza w Olkuszu.
Michał Kwarciak to artysta młody – z rocznika 1983. Malarstwo studiował na Akademii Jana Długosza w Częstochowie (wcześniej uczył się witrażu w Sosnowcu). W swojej twórczości rozwija własną wersję surrealizmu.
Spora część obrazów, które obejrzałem w Galerii Sztuki Współczesnej BWA w Olkuszu, była mi już znana. Widziałem je na wystawie pt. „W niedokończonym śnie”, prezentowanej w galerii „OKNO” (popularnie nazywanej Cegielnią) olkuskiego Centrum Kultury w maju zeszłego roku. Prace, których wówczas nie poznałem (lub może tylko nie zapamiętałem), jedynie potwierdziły moje spostrzeżenia z tamtej ekspozycji.
Kwarciak tworzy w swych obrazach osobny świat z pogranicza jawy i snu, lub realności i wyobraźni, a często zupełnie spoza tej granicy. Sytuuje go to, jak już się wyżej rzekło, w krainie surrealizmu, do której artysta znalazł własną, osobną drogę. Jego prace są łatwo rozpoznawalne – mają nie tylko swój niepodrabialny styl, ale i swoisty „porządek” onirycznych wizji, od których trudno się patrzącemu uwolnić. Może jedynie „Akt wieczorny” swą subtelną deformacją luźno nawiązuje do estetyki mangi/anime, ale i ta została przez malarza przetworzona „po swojemu”.
Jego surrealizm, jak prawie każdy, czerpie z realizmu. Obrazy są figuratywne, na prawie każdym (z nielicznymi wyjątkami) występuje co najmniej jedna ludzka postać; pojawiają się też znane z codziennego życia przedmioty. Wszystko to zostało „tylko” umieszczone w nierealnym kontekście.
Pierwszym, co rzuca się w oczy, są rysy twarzy postaci – przeważnie dziecięce, a w każdym razie mające w sobie coś dziecinnego. Po drugie uwagę zwracają stroje – bardzo fantazyjne, nawiązujące albo do ubrań cyrkowców, albo do mody sprzed wieków. Częstym rekwizytem jest choćby krynolina. Na przykład na obrazie „Dwie damy” kloszowata spódnica jednej, maleńkiej postaci – Andersenowskiej Calineczki? – służy za kapelusz drugiej, normalnego wzrostu damie. „Karolinka”, prawdopodobnie portret córki malarza, przedstawia ją również w krynolinie, tym razem stylizowanej kolorystycznie na łowicką spódnicę…
Jesteśmy więc w świecie dziecięcych snów, marzeń, fantazji. A jednak rozgrywają się one w przytłumionym świetle – w półmroku lub mroku. Z pozoru naiwna bajkowość widziana jest z punktu widzenia dorosłego człowieka, świadomego problemów i zagrożeń niesionych przez rzeczywistość. Tę paskudną rzeczywistość, od której bohaterowie licznych obrazów z pełną tego świadomością uciekają.
Część postaci na przykład bardzo chce latać. Chłopiec z obrazu „Marzenie o lataniu” unosi się ponad dachy obskurnego miasteczka uczepiony do balonu. Dziewczynka z „Próby lotu” ma u rąk pióra ikaryjskich (a może Dedalowych?) skrzydeł, które właśnie rozłożyła, szykując się do startu. Mali pierroci-rycerze, małe damy podróżują przez świat na surrealnych wierzchowcach: czworonożnym ptaku („Dziwadło”) lub zwierzo-pojeździe („Podróżnik”). I wszędzie w tle krzywe, szare domy, ciemne ulice! Te osoby „wiedzą, na jakim świecie żyją” (że ucieknę się do kolokwializmu), wiedzą to doskonale, a jednak nie zgadzają się na niego, nie chcą w nim uczestniczyć. Wybierają status wędrowców, może nawet dobrowolnych wygnańców. Jako uciekinier z realnego świata deklaruje się też być może sam autor wystawy – w „Autoportrecie rodzinnym” przenosi siebie wraz z rodziną do alternatywnej rzeczywistości (lub nierzeczywistości).
Kiedy to wszystko sobie uświadomimy, inaczej popatrzymy na pozorną sielankowość niektórych płócien Kwarciaka. Na przykład we wspomnianym obrazie „Dwie damy” dostrzec można niepokojącą zależność między tytułowymi bohaterkami. Czy ta mniejsza pełni rolę usłużną wobec tej większej jako jej nakrycie głowy, czy też to właśnie większa służy mniejszej nosząc ją, a może jednak zachodzi między nimi symbioza? Tak czy owak, żadna z nich nie jest bytem osobnym; każda koniecznie potrzebuje drugiej. Jeszcze dramatyczniej można odebrać kolejne dzieło: „Tyłem do przodu”. Dorosła kobieta i mała dziewczynka (matka i córka?) są od siebie odwrócone – być może dlatego, że młodsza wącha różę, a starsza pije wino z wielkiego kielicha. Mimo tego nie mogą się od siebie oderwać, łączy je wspólna – jeszcze jedna! – krynolina.
Trzeba dodać, że nie wszystkie postacie manifestujące niezgodę na istniejący stan rzeczy przyjmują rolę outsiderów. Niektóre wybierają ironiczną kontestację. Znany z poprzedniej wystawy „Nocny stróż”, skoro już ma na głowie całą dzielnicę, postanowił mieć ją na głowie dosłownie, to znaczy nosić na kapeluszu. Wystylizowana na Indiankę dziewczyna z obrazu „Pióro-push” nosi z kolei na głowie żywego ptaka. Kwiat i ptak, zamiast złota i drogich kamieni, są „Klejnotami” damy z zatytułowanego tak malowidła. „Mona ma lisa” jest zaś pysznym żartem z „Giocondy” i jednocześnie „Damy z łasiczką” Da Vinciego. A bohater „Ulotności” to jeszcze jeden pierrot – spokojnie puszczający bańki mydlane.
Żywe kolory, ale przygaszone. Surrealizm, jednak połączony ze świadomością realności. Takie jest malarstwo Kwarciaka. Niemniej sen to niedokończony – co najmniej w dwóch znaczeniach. My, goście wystawy, musimy się z niego obudzić. Dobrze przebywa się w otoczeniu tych obrazów, ale nawet jeśli należymy do nielicznych, których stać na zabranie jednego lub więcej do domu, nie możemy poświęcić całego życia ich kontemplowaniu; musimy w końcu wrócić do rzeczywistości. Mimo to sen trwa, bo artysta tworzy kolejne obrazy i zawsze znajdą się marzyciele chętni, by na nie popatrzeć.
Chyba nie tylko ja będę czekał na kolejną ekspozycję prac Michała Kwarciaka?
Jarosław Nowosad