SoulBay na XVIII Olkuskich Jazz-Kolędach

Melodia, choćby najpiękniejsza, jest tylko jednym z elementów muzyki. Nie mniej ważną rolę odgrywają rytmika, tempo, dynamika i barwa. Nie ma muzyki bez artykulacji i frazowania. Najpełniej zdajemy sobie z tego sprawę, słuchając standardów. Melodię znamy na pamięć. Czekamy, by artysta zrobił z nią coś nowego, innego, słowem: coś swojego. A czy mogą być bardziej znane standardy od tradycyjnych kolęd i współczesnych pastorałek, tzw. „piosenek bożonarodzeniowych”?
To już osiemnasty rok, odkąd co zimę w olkuskiej GSW BWA odbywają się koncerty z serii „Jazz-Kolędy”. 15 grudnia 2018 w kolejnej edycji tego cyklu wystąpił duet SoulBay, czyli Kaja Karaplios i Jacek Korohoda.
Kaja Karaplios to młoda wokalistka, wykładowca w Krakowskiej Szkole Jazzu i Muzyki Rozrywkowej, uczestniczka wielu projektów muzycznych, w tym z orkiestrą symfoniczną. Jacek Korohoda, uczeń wielkiego Jarosława Śmietany, jest gitarzystą cenionym nie tylko w środowisku jazzowym – grywał m.in. z Markiem Grechutą. Olkusz odwiedził był już z większym składem podczas zeszłorocznych Zaduszek Jazzowych, prezentując repertuar z kręgu fusion.
Muzyka duetu SoulBay to wyłącznie głos Kaji Karaplios i gitara (zwykle elektryczna, czasem akustyczna) Jacka Korohody. Żadnego programowania, żadnego loopingu – tylko głos i gitara. W muzyce synkopowanej taki skład wydaje się idealny do grania bluesa i rhythm-and-bluesa. Taka właśnie stylistyka zdominowała repertuar koncertu już od otwierającej go, nie całkiem „bożonarodzeniowej” ballady „Dream a Little Dream of Me”, podanej w formie wolnego bluesa; w podobnym stylu zabrzmiało „Santa Baby” z repertuaru Earthy Kitt.
Kaja Karaplios dysponuje głosem stworzonym do „czarnej” muzyki: bardzo ciepłym, lekko nosowym, miękkim w niższych partiach, przenikliwym w górnym rejestrze. Gdzieniegdzie błyśnie krótką wokalizą, albo, jak w „Let It Snow”, wprowadzi gwizdany bridge. Dość zaskakujące było wykonanie „Driving Home for Christmas”, którego autorem i oryginalnym wykonawcą jest Chris Rea. Okazuje się, że piosenka równie dobrze brzmi zaśpiewana wysoko, swingowo, z szybkim, „rwanym” pochodem gitary. Bowiem równie dobrze, jak w wolnym bluesie, duo sprawdza się w graniu rhythm-and-bluesowym, chwilami na pograniczu rock-and-rolla. Blues-rockowo zabrzmiało „Rockin’ Around the Christmas Tree” (spopularyzowane niegdyś przez Brendę Lee) – trochę „cięższy” riff i mocniej akcentowany śpiew – a tym bardziej „Merry Christmas Everybody” (Slade) z głosem wokalistki brzmiącym jeszcze zadziorniej, z czym kontrastowały pomysłowe „ściszenia” w końcówkach refrenów. Osobne miejsce należy się oklepanemu „One Horse Open Sleigh” (szerzej znanemu jako „Jingle Bells”). Zaśpiewane pół po polsku, pół po angielsku, usytuowało się blisko stylistyki country!
Bynajmniej nie znaczy to, by na „Olkuskich Jazz-Kolędach” zabrakło tym razem jazzu. „Let It Snow”, „Santa Claus Is Coming to Town”, „Rudolf the Red Nose” – te standardy, choć też zabarwione rhythm-and-bluesową grą gitarzysty, Kaja Karaplios zaswingowała jak należy, na luzie, trochę figlarnie, z delikatnym improwizowaniem tematów. Również „Jingle Bell Rock”, mimo riffu niedalekiego od boogie, wokalnie miało w sobie więcej swingu niż którekolwiek ze znanych wykonań. Słynne „White Christmas” wykonane zostało całkiem tradycyjnie, jako rozmarzona ballada jazzowa, z rozbudowanym, mocno wariacyjnym wstępem na gitarze i partią wokalną rozwijaną na zasadzie crescenda – od miękkiej, ściszonej pierwszej zwrotki do pełnej ekspresji końcówki. Natomiast już „I’ll Be Home for Christmas” nabrało nietypowo, „korzennie” bluesowego charakteru.
Ze szczególną ciekawością czekam zawsze na jazzowe interpretacje tradycyjnych kolęd. Tym razem zabrzmiały trzy. Najbardziej interesująco wypadła chyba „Mizerna, cicha”. Wyraźnie sparafrazowaną melodię SoulBay podało w tempie cokolwiek przyspieszonym. To właśnie w tej pieśni Korohoda zagrał najdłuższe (i bodaj czy nie najlepsze) tego wieczoru solo. Przyrządzone według najlepszych jazzowych wzorów, wędrowało w coraz odleglejsze modyfikacje tematu i wciąż trwało w tle ostatniej zwrotki! By w pełni docenić kunszt gitarzysty, pamiętajmy, że jednocześnie musiał cały czas „trzymać” riff – nie było sekcji rytmicznej, na która mógłby się zdać. Bardzo dobrą solówką ozdobił też „Santa Baby”. Wracając do kolęd: i polskie „Lulajże, Jezuniu”, i niemiecka „Cicha noc” wykonano właściwie niemal klasycznie (choć w tej drugiej słychać już było wyraźną blue note), z partią gitary wyraźnie nawiązującą do muzyki dawnej.
Największe zaskoczenie? Były chyba dwa. Pierwsze – przeróbka „Last Christmas” Wham. Dyskotekowy oryginał zamienił się w dużo wolniejszą, jazzową balladę z rozimprowizowaną drugą zwrotką. Jeszcze bardziej zdumiewająco wypadło Lennonowskie „Merry Xmas, War Is Over”. Nie tylko nerwowa, bluesująca gitara zaburzyła spokój angielskiego walca. Wokalistka wykonała ten standard wprost drapieżnie, niby protest-song. Końcowe „War is over, if you want it” – to już był praktycznie krzyk, który… opadł nagle do pianissimo. Tak, to był najbardziej przejmujący moment koncertu.
Nieco odciążyły atmosferę złożone przez wokalistkę życzenia świąteczne, pod które gitarzysta „podłożył” melodię „We Wish You Merry Christmas”. Było jeszcze wspomniane wyżej „Santa Claus Is Coming to Town” na bis – i tak zakończył się ten piękny wieczór. Korohoda obiecał na pożegnanie, że w najbliższym czasie powinna powstać wspólna płyta duetu. Trzymajmy rękę na pulsie!

Tekst: Jarosław Nowosad

Fot. Olgerd Dziechciarz