|

Przed burzą. O płycie „Nie mogę zasnąć, Kochanie…” zespołu Po Burzy

Płyta zespołu Po Burzy jest przyjemnym zaskoczeniem. Młodzi muzycy wychodzą poza utarte kanony „piosenki poetyckiej” w stronę żywiołowego folk-rocka.

Debiut fonograficzny Po Burzy, zatytułowany „Nie mogę zasnąć, Kochanie…”, trwa niewiele ponad pół godziny. W latach sześćdziesiątych tak krótki album nikogo by specjalnie nie zdziwił, ale dziś ortodoksi uznają go prawdopodobnie raczej za EP-kę niż za pełnoprawne wydawnictwo.

Wzmiankuję o latach sześćdziesiątych nie dlatego, by Po Burzy bezpośrednio nawiązywało do tej epoki. Był to wszakże czas narodzin folk-rocka i w ogóle początek eksperymentów z mieszaniem stylów w muzyce popularnej. Jedno i drugie w jakiś sposób definiuje ofertę tego zespołu. Chociaż bowiem ich muzyka zdradza wyraźne inspiracje ze strony takich klasycznych już wykonawców piosenki poetyckiej, jak Stare Dobre Małżeństwo lub Wolna Grupa Bukowina, Po Burzy nie jest – jak tyle innych zespołów tego rodzaju – kolejną kalką nurtu tzw. „Krainy Łagodności”.

Co ich wyróżnia? Mocne, rockowe brzmienie oparte na potężnej sekcji rytmicznej. Ciężko dźwięczący bas, na którym gra Krzysiek Pawul, wraz partiami perkusyjnymi wybijanymi na cajonie przez Alka Zalewskiego, tworzą solidny fundament pod rozedrgane riffy gitar Seweryna Woźniaka i Wojtka Imielskiego. Zarówno bas, jak i gitara elektryczna zagrały zresztą po solówce. Dopiero na tej podstawie budowane są melodie i brzmienia bardziej typowe dla tego czegoś, co dziś nie całkiem ściśle nazywane jest „poezją śpiewaną”, a co niegdyś zwano po prostu folkiem: spokojne, rozłożone akordy gitary akustycznej, łagodne wokale, skrzypce, flet. Jednak w kontekście rockowego aranżu brzmi to wszystko zupełnie inaczej. I jakkolwiek próżno by szukać dosłownych podobieństw, sama koncepcja tej muzyki kojarzyć się może z tym, jak folk na grunt rocka przenosili Jefferson Airplane.

Po Burzy zwraca też uwagę eklektyzmem muzycznych inspiracji. Ballada, piosenka turystyczna – to wszystko słychać w ich nagraniach i sami muzycy bynajmniej się tego nie wypierają. Świadectwem tego – choćby otwierające płytę „Będziesz wiedział”. Ale już w „Dokąd zmierzasz” i w „Kochaj mnie” słychać klasycyzujące skrzypce, które w tym drugim utworze sąsiadują z… jazzującym fortepianem. „Myśli rozbieżne” mają zaś formę „fortepianowej” ballady rockowej z solówką przesterowanej gitary. Kilka piosenek czerpie tez z folkloru różnych narodów (waham się tu przed użyciem terminu „world music”, bo jest on zastrzeżony dla mariaży orientalizmów lub afrykanizmów z ambientowym loopem). I tak „Nauczyłam się na pamięć” nawiązuje do muzyki żydowskiej, a „Nie mogę zasnąć, kochanie” opiera się na latynoskiej rytmice. Z kolei „Neja nej” ma w melodii refrenu coś skandynawskiego, zresztą brzmienie fletu też jakby z północy…

Zespół trzeba też pochwalić za aranże wokalne. Prawie w każdej piosence partie chóralne ujęte są w interesujące harmonie. Gdzieniegdzie pojawiają się nawet wielogłosy, niby rodem z baroku lub… San Francisco przełomu lat 60/70. „Mam połowę niczego” przypomina wręcz kanon, a nieparzystą rytmikę utworu urozmaicają wstawki a capella. Kilka piosenek ma też formę chorałów o dynamice narastającej na zasadzie crescenda – takie są „Myśli rozbieżne”, ale także wspomniane już „Neja nej”, gdzie zarazem moc chóralnego refrenu kontrastuje z ściszonym canto.

Słabsze strony? Przede wszystkim niektóre teksty sprawiają wrażenie niedopracowanych; trafiają się niestaranne, gramatyczne rymy itp. Nie dotyczy to słów wszystkich piosenek. Najlepsze są te autorstwa Urszuli Kalecińskiej-Kucik, a także napisane przez Pawła Kękusia „Mam połowę niczego”, oparte na niemal lingwistycznej grze słownej. Ponadto niewiele na tym krążku melodii zostających w głowie słuchacza. Do pozytywnych wyjątków należy niezwykle przebojowe „Neja nej” – jest to w ogóle najlepszy utwór na płycie.

Cóż, jeszcze wszystko przed nimi. Ich debiut w każdym razie rokuje jak najlepiej. Są utalentowani, technicznie umieją sporo, a i kompozytorsko to i owo mają już do zaoferowania (obok „Neja nej” uwagę przykuwa np. „Nauczyłam się na pamięć”). Jestem przekonany, iż – wbrew nazwie zespołu – dla nich jest dopiero… przed burzą.

Po Burzy: „Nie mogę zasnąć, Kochanie…”; wyd. 2015 (wydawcy nie podano).

Jarosław Nowosad