|

Muzyka na długą podróż

Debiutancka płyta krakowskiej gitarzystki Kasi Zawieracz nosiła tytuł: „To, co lubię”. Jej drugi już album, „Podróż”, per analogiam mógłby być zatytułowany: „To ja”.

A być może nawet „my”. Jakkolwiek płyta jest przede wszystkim dziełem liderki, która skomponowała gros piosenek i napisała niemal wszystkie teksty, istotny wkład (o którym będzie później) miała również ekipa muzyków, w większości współpracujących z nią od lat. Na koncertach zespół legitymuje się wdzięczną nazwą JazZoom, której w studiu z jakichś powodów unika.

Mówi się, że pierwsze słowa pisarza są zawsze słowami cudzymi. Chyba podobna reguła dotyczy muzyki. Nie mam wątpliwości, że wydana w 2013 roku, piękna skądinąd płyta Kasi Zawieracz „To, co lubię” dobrze obrazowała to, co artystka wówczas lubiła, co ją inspirowało. To nawet nie hołd, a po prostu miłosne wyznanie pod adresem wielkich twórców samby i bossanovy, ze szczególnym uwzględnieniem Jobima. Muzycznie cały materiał był jakby żywcem wzięty z przełomu lat 50./60., kiedy królowała bossa. To nie zarzut, to pochwała!

Płyta „Podróż”, choć świadczy o niesłabnącej więzi z jazzową tradycją, jest dużo bardziej własna. Latynoskie rytmy, już nie traktowane z dawnym „nabożeństwem”, okazały się inspiracją do pysznej zabawy. Przykładowo „Samba o tęsknocie” płynie w klasycznym metrum, ale jej motoryka bywa świadomie przełamywana, a w tytułowej „Podróży” rytmikę bossanovy zmodyfikowano tak, by imitowała stukot kół pociągu. Nastąpiło też znaczące poszerzenie obszaru muzycznych inspiracji. Ragtime’owe „Czemu patrzysz tak smutno” i „Taki blues” przenoszą słuchacza prosto do szykownego lokalu z lat 40., „To nie byłeś ty” funkowo „buja”, a taka „Biała biel” to nic innego jak uroczy waltz in swing time.

Gdy chodzi o stronę melodyczną, Jobim ma teraz dwóch nie mniej znakomitych rywali: Komedę i Nahornego. Np. w „Białej bieli”, jak i w utworze tytułowym, słychać wyraźnie komedowski, jazzowo-ludowy „zaśpiew”, a refren ballady „Nic o mnie nie wiesz” porusza się z tą samą niewymuszoną elegancją, co „Jej portret” lub „Księżyc nad Kościeliskiem”. Jednak nie ma mowy o kopiowaniu. Kasia Zawieracz jest kompozytorką o własnym, coraz wyraźniej dookreślającym się stylu, a napisane wspólnie z Vitalym Ivanovem orientalizujące „Żywioły” są tak oryginalne, że trudno mi porównać je z czymkolwiek (może poza niektórymi utworami Namysłowskiego, ale będzie to niezwykle odległe skojarzenie). Słychać jednak wyraźnie, że źródła natchnienia biją już nie w Brazylii, lecz w Polsce.

Jako autorka tekstów Kasia wydaje się mieć mistrzów z równie wysokiej półki. Można przypuszczać, że inspiruje ją Młynarski (np. „Czemu patrzysz tak smutno”, „Taki blues”), Osiecka („Samba o tęsknocie”, „Biała biel”), Kofta („Żywioły”, „Podróż”, może również „Nic o mnie nie wiesz”). Słowa jej piosenek są nie tylko mądre, refleksyjne, ale i bardzo dobrze napisane – Zawieracz rymuje i panuje nad frazą z rzadko spotykaną dziś sprawnością. Podtrzymuję to, co napisałem prawie cztery lata temu: takich tekstów nie słyszałem od dawna.

Kasia-gitarzystka nie jest być może największym „technikiem” gitary w światowym ani polskim jazzie – są tacy, którzy zagraliby szybciej i bardziej efektownie – ale przecież nie o sam popis umiejętności technicznych w muzyce chodzi. Największa nawet wirtuozeria nie zastąpi feelingu, a tym Zawieracz mogłaby obdzielić całą orkiestrę. Instynktowny zmysł melodii wraz z umiejętnością kreowania nastroju to największa siła tej instrumentalistki. Jej solówki sprawiają wrażenie dużej lekkości, nie ma w nich przypadkowych dźwięków, powiedziałbym: są wyważone (szczególnie w studiu, bo na żywo zdarza się jej całkiem przyjemnie „zaszaleć”). Dźwięki gitary z rzadka tylko uwodzą słuchacza jakimś wirtuozowskim przejściem; najczęściej po prostu czarują go zmysłową śpiewnością rozwijanych stopniowo fraz. Z pozoru nie dzieje się nic niezwykłego, ale kiedy solo dobiega końca, za każdym razem żałuję, że już… Moim ulubionym jest chyba to z funkującego „To nie byłeś ty”, gdzie instrument wygłasza przemowę złożoną z samych nut. Choć i solówce z kompozycji tytułowej niczego nie ujmuję – pod koniec gitara wchodzi w nie całkiem typowe dla tego instrumentu, jak gdyby fortepianowe frazy.

Za co jeszcze należy pochwalić „Podróż”? Ten album dużo adekwatniej od debiutu odzwierciedla koncertowe oblicze zespołu. Nowa płyta brzmi bardziej dynamicznie i nie jest to tylko zasługa lepszej produkcji. Więcej tu energii, pulsacji, spontaniczności. Rzecz jasna, w warunkach studyjnych chyba każdy jazzman zagra „grzeczniej” niż na estradzie, gdzie interakcja z publicznością dodatkowo go „nakręca”. Ale jedno trzeba podkreślić: w grze tych muzyków wszystko jest „na swoim miejscu”, a spontaniczność nie równa się przypadkowości.

Ważnym atutem są aranże – starannie przemyślane i dopracowane. Słychać to w unisonach, będących „znakiem rozpoznawczym” Kasi i JazZoom. „Chóralnym” partiom instrumentów, najczęściej z udziałem fletu Eweliny Serafin, zespół w dużej mierze zawdzięcza swoje charakterystyczne, miękkie brzmienie. Innym „smaczkiem” aranżacyjnym jest, inspirowane być może barokową polifonią, wprowadzanie pobocznych linii melodycznych, które intrygująco „zagęszczają” instrumentację i nieraz brzmią prawie jak dodatkowe, grane w tle solówki.

Kiedy mowa o przeniesieniu koncertowej spontaniczności do studia, palma pierwszeństwa należy się wokalistce. Marcelina Gawron – „nowy nabytek” zespołu – dysponuje przyjemną, ciepłą barwą głosu, ale przede wszystkim darem improwizacji. Na żywo nieraz słyszałem, jak w trakcie utworu stopniowo „rozkręca się” i nie tylko śpiewa coraz emocjonalniej, ale zarazem wędruje w coraz dalsze modyfikacje tematu. Teraz słyszę to na płycie! Inna jej mocna strona to scat – szczególny popis daje pod koniec „To nie byłeś ty”, w dialogu z saksofonem. Na płytę trafił również debiut kompozytorski Marceliny – piosenka „Na kredyt” wirująca w szybkim, nieparzystym rytmie. Nie wiem, czy dziełem kompozytorki był też całkiem pomysłowy aranż, oparty na zabawie riffem. Pochód basu dublowany jest przez dwugłos wokalny, rozwijany wariacyjnie przez pianistkę Alę Zhernovą-Hanke, przywołuje go też saksofonista Vitaly Ivanov. Solówkom obojga należałoby zresztą poświęcić obszerny passus, podobnie jak w ogóle wszystkim partiom solowym oraz subtelnościom aranżacyjnym na płycie, ale tym sposobem niniejsza recenzja urosłaby do rozmiarów eseju.

Równie udaną kompozycję, zatytułowaną „Ta chwila”, zaproponowała flecistka Ewelina Serafin. Kto słuchał jej solowej płyty „Antitype”, nie będzie specjalnie zaskoczony tym utworem. Piosenka, zaśpiewana przez kompozytorkę w duecie z wokalistką, jest skondensowaną dawką fusion niesioną przez rytm funky. Należy żałować, że na płycie „Podróż” Ewelina nie gra tylu solówek, co na koncertach JazZoom – śmielej (acz za krótko!) rozwinęła jedynie tematy „Samby o tęsknocie” i „Jesiennej bossy”, a „Czemu patrzysz tak smutno” przyozdobiła improwizacją przekornie nowoczesną. Trudno byłoby za to wyobrazić sobie brzmienie tej i poprzedniej płyty bez fletowych bridgy rozpinanych pomiędzy zwrotkami; bez wstępów i kod – czy to granych solo („Podróż”), czy w unisono z gitarą i fortepianem („Taki blues”); bez subtelnych „dopowiedzień” lub przywołań tematu gdzieś w tle („Biała biel”)… Raz tylko słyszałem Kasię i JazZoom bez flecistki – owszem, nadal był to bardzo dobry zespół, ale nie był to już ten zespół.

Być może trudno zachować obiektywizm, będąc fanem, jednak na tym krążku brakuje mi właściwie tylko jednego: jakiegoś fajnego instrumentalu, w którym wszyscy muzycy zaprezentowaliby pełnię swoich możliwości. Ale to chyba jeszcze nie ostatnia płyta, prawda?

Ktoś napisał, że drugi album Kasi Zawieracz jest dojrzalszy od debiutu. Zgoda, z tym, że oznacza to również: trudniejszy w odbiorze. Płyta „To, co lubię” zdobywała serce słuchacza od pierwszego wysłuchania. „Podróż” trzeba lepiej poznać, by ją pokochać. Nie jest ostentacyjnie „przebojowa”, należy jej posłuchać kilka razy, nim coś z niej „pozostanie w głowie”. Ale później trudno się od tych utworów uwolnić. Pewne frazy, pochody rytmiczne, przejścia instrumentalne, wreszcie – fragmenty tekstów zaczynają za nami chodzić, zmuszając nas do ponownego wyruszenia w „Podróż”.

Kasia Zawieracz: „Podróż”; Universal, 2017.

Jarosław Nowosad